Pierwszy mecz Polska - Grecja. W domu przygotowania do meczu. Szalik jest, kubek jest, czapeczka z daszkiem też, o i Tik Taki też. Pierwszy gwizdek i się zaczęło. W pierwszej połowie miałem wrażenie, że oglądam inną reprezentację, a nie naszych kopaczy. Składne akcje, szybka wymiana piłki i w 17 minucie Lewandowski strzela bramkę. Szał radości. Wygrywamy!!! Jak śpiewa Liber "stadion oszalał" i dosłownie tak się działo. Wszystko szło w dobrym kierunku, bo czerwoną kartkę za drugą żółtą dostał Papastathopoulos. Gramy 11 przeciwko 10 wygrywamy więc czego chcieć więcej. Kolejne bramki, to tylko kwestia czasu.
A jednak nic bardziej mylnego. w drugiej połowie przyszło załamanie. Sześć minut po wznowieniu gry nieporozumienie w naszych szeregach wykorzystał Salpingidis i było 1:1. To jednak nie koniec przygód w tym meczu. Chwilę później Szczęsny fauluje Salpingidisa w polu karnym. Arbiter dyktuje rzut karny, a Szczęsnego wyrzuca z boiska. Do obrony karnego staje nierozgrzany rezerwowy bramkarz Tytoń. Staje oko w oko z Karagounisem i rzuca się w lewy róg bramki po strzale Greka. Szal radości, bo Tytoń broni karnego i ratuje nas przed kompromitacją. Do końca meczu wynik nie ulega zmianie. Mecz na inaugurację Euro 2012 kończy się remisem 1:1
Było tak blisko, żeby wygrać w pierwszym meczu i zdobyć 3 punkty a okazało się, że po fenomenalnej paradzie Tytonia powinniśmy być zadowoleni z remisu,bo przecież mogliśmy ten mecz przegrać